×
Tytuł:
Wilgotne MiejscaOryginalny tytuł:
Feuchtgebiete- Gatunek: Dramat / Komedia
- Rok produkcji: 2013
„Lubi swój zapach intymny, a podczas masturbacji chętnie eksperymentuje z warzywami. Rzadko się myje, bo higiena intymna jest dla niej mocno przereklamowana. Otwarcie mówi o tematach, o których wielu z nas nawet nie śmie myśleć, a z przyjaciółką wymienia się zużytymi tamponami. Najbardziej fascynują ją zabrudzone deski sedesowe, które znajduje w miejskich toaletach… To właśnie ona – nastolatka Helen Memel (Carla Juri), nie bez powodu nazywana Amelią 2.0.
Bohaterka filmu pozbawiona jest zahamowań i pruderii. Całkowicie obojętna na grożące jej niebezpieczeństwa całą sobą oddaje się odkrywaniu ludzkiej cielesności i seksualności. Jest niczym podróżnik wyruszający na wyprawę do dzikiej, nieznanej krainy. Tyle że zamiast dżungli wędruje po śmierdzących szaletach miejskich, poznaje smak spermy i cudzej krwi menstruacyjnej. Jeden z jej ekscesów doprowadzi ją do szpitala, gdzie przeprowadzona zostanie operacja wycięcia części zwieracza odbytu. To też nie powstrzyma jej przed dalszym narażaniem siebie. Ale życie nigdy nie godzi się na wystawianie czeków bez pokrycia. Za wszystko trzeba kiedyś zapłacić…”
Powyższy opis jasno pokazuje, że film ten bez wątpienia nie pozwoli widzowi przejść obok siebie obojętnym. Większość zaszokuje, obrzydzi, a nawet odepchnie, ponieważ główna bohaterka to zdrowo pokręcona młoda dziewczyna, dla której powiedzenie „nic co ludzkie nie jest mi obce” – nie jest zwykłym sloganem i nabiera bardzo… dosłownego znaczenia.
Helen to mocno kontrowersyjna, wyzwolona, młoda osóbka, dla której nie ma czegoś takiego jak tematy tabu, zwłaszcza w sferze seksualnej. Jej rozwiązłość i otwartość na wszelkie perwersje mogłaby być nie lada wyzwaniem dla niejednego dewianta, lecz ona traktuje to jako coś najbardziej naturalnego. Dziewczyna po prostu eksperymentuje i w tej jej misji, której celem jest odkrycie własnej seksualności – nie uznaje żadnych ograniczeń. Poznawanie smaku spermy, krwi menstruacyjnej, fekaliów, czy wszelkich innych ludzkich wydzielin – mieści się u niej w przysłowiowym standardzie, tak więc większość naszego, pruderyjnego społeczeństwa z pewnością nie będzie gotowe na bliższe poznanie bohaterki „Wilgotnych Miejsc”.
Na pierwszy rzut oka, dziewczyna wydaje się mieć bardzo niefrasobliwą (a wręcz nacechowaną bezmyślnością) naturę i lubić szokować otoczenie (czyt. kolejna rozpuszczona gówniara, chcąca się za wszelką cenę wyróżnić z tłumu) poprzez swoje odpały i balansowanie na krawędzi. Reżyser jednak na tyle sprawnie prowadzi akcję, że dopiero z czasem widz przekonuje się, że autodestrukcyjna strona osobowości Helen i jej na pozór lekceważący stosunek do życia, nie wzięły się znikąd, a jej zachowanie jest typową reakcją na pewne zdarzenia z przeszłości. Żeby jednak to dostrzec, potrzeba pewnej dozy wrażliwości, empatii i dystansu do tematu, bo dopiero po przebrnięciu przez „fekalną warstwę” filmu (czytając wpisy na internetowych forach – wiele osób się zatrzymuje właśnie na tym elemencie i nie potrafi zobaczyć nic poz nim), będzie nam dane dostrzec bohaterkę taką jaka jest na prawdę i być może nawet poczuć odrobinę wstydu, że tak łatwo zaszufladkowaliśmy ją już na samym początku…
Siła „Wilgotnych Miejsc” tkwi w bardzo przekonującej grze aktorskiej głównej bohaterki. Nie bez kozery niektórzy widzą w niej bardziej rozwiązłą i odjechaną „Amelię”, ponieważ obie są nadwrażliwe i nieprzystosowane do standardów dzisiejszego świata, z tym że Amelia była typową, bujającą w obłokach romantyczką, a Helen – to osoba z krwi i kości, celebrująca swoją cielesność i potrafiąca szokować swym nad wiek rozwiniętym, życiowym cynizmem. Nie zmienia to jednak faktu, że rola ta została zagrana świetnie i bardzo realistycznie przez Carlę Juri, która na te niemal 2 godziny – po prostu stała się Helen i trudno jej w tej roli nie „kupić”.
Na zdecydowany plus filmu należy też policzyć czarny humor, oraz uszczypliwe i cyniczne komentarze głównej bohaterki (która jest narratorem filmu, co pozwala się jeszcze bardziej wczuć w jej położenie), która potrafi bardzo dosadnie puentować pewne wydarzenia i sytuacje.
Świetnie od strony realizacyjnej przedstawione są też różne fazy i odpały głównej bohaterki, która ma bardzo bujną wyobraźnie i potrafi je sobie niesamowicie „wizualizować”. Przypomina to trochę zabiegi stosowane chociażby w filmie „Trainspotting”, których osobiście jestem wielkim fanem (taka „szczypta” surrealizmu w filmie poruszającym całkiem poważne tematy, która potrafi idealnie „przyprawić” jego stronę wizualną).
Dość dobrze też rozłożone są tu akcenty komediowe i dramatyczne (jak przystało na komedio-dramat), gdzie reżyser – zapewne celowo – na początku zalewa nas tym pierwszym, by później zrobić twist, uderzyć centralnie w stronę dramatu i całkowicie przewartościować nasze zdanie, jakie wyrobiliśmy sobie o głównej bohaterce. Niby banał i nic odkrywczego, ale dosadnie pokazuje to, że nie powinno się ufać pierwszemu wrażeniu i oceniać kogoś na tej podstawie, bo bywa to często bardzo mylące. Finalne wyjaśnienie powodów głównej bohaterki także dla niektórych może ocierać się o banał, ale jeżeli ktoś ma choć odrobinę pojęcia o psychologii, to doskonale wie, że tego typu wydarzenia z dzieciństwa potrafią masakrycznie wichrować psychikę i zostawiać „blizny” na całe życie…
Żeby nie było tak pięknie, film ma bardzo niesatysfakcjonujące zakończenie, które mocno obniża jego ocenę w moich oczach. Gdyby to było kino amerykańskie, to pewnie wziąłbym to jakoś na klatę (tam mam mniejsze oczekiwania), ale od kina europejskiego wymagam trochę większej finezji i mniej łopatologicznej jednoznaczności, która ociera się o tandetę i wręcz obraża inteligencję widza. Poza tym – wszyscy którzy liczą na wizualne perwersje głównej bohaterki i „ginekologiczną dosłowność” (nic z tego, zboczki! :DDD ), mogą się poczuć z lekka rozczarowani, bo choć film potrafi momentami zniesmaczyć wrażliwszych odbiorców, to większość tego typu rzeczy jest raczej „zasugerowana” na ekranie niż dosadnie pokazana, co może jednak osłabiać jego odbiór dla widzów zahartowanych w filmowej (np. japońskiej) ekstremie. Jednak z drugiej strony – dla innych (bo i tak fala hejtu i krytyki w Internecie jest tu spora) będzie to zapewne uznane za plus :)))
Reasumując – „Wilgotne Miejsca” zdecydowanie nie jest filmem dla każdego. Gros osób zapewne zniesmaczy, zaszokuje i skłoni do fali krytyki. Warto jednak spojrzeć na główną bohaterkę pod trochę innym kątem niż tylko przez pryzmat jej eksperymentów seksualnych, bo można wtedy dostrzec w niej kogoś więcej niż tylko lubiącą szokować i balansować na krawędzi świrkę, oraz adekwatnie docenić tego kontrowersyjnego przedstawiciela niemieckiej szkoły filmowej. Szkoda tylko, że reżyser postawił na tak słabe zakończenie, bo chętnie dałbym temu filmowi wyższą notę. Moja ocena: 7-/10.
Powyższy opis jasno pokazuje, że film ten bez wątpienia nie pozwoli widzowi przejść obok siebie obojętnym. Większość zaszokuje, obrzydzi, a nawet odepchnie, ponieważ główna bohaterka to zdrowo pokręcona młoda dziewczyna, dla której powiedzenie „nic co ludzkie nie jest mi obce” – nie jest zwykłym sloganem i nabiera bardzo… dosłownego znaczenia.
Helen to mocno kontrowersyjna, wyzwolona, młoda osóbka, dla której nie ma czegoś takiego jak tematy tabu, zwłaszcza w sferze seksualnej. Jej rozwiązłość i otwartość na wszelkie perwersje mogłaby być nie lada wyzwaniem dla niejednego dewianta, lecz ona traktuje to jako coś najbardziej naturalnego. Dziewczyna po prostu eksperymentuje i w tej jej misji, której celem jest odkrycie własnej seksualności – nie uznaje żadnych ograniczeń. Poznawanie smaku spermy, krwi menstruacyjnej, fekaliów, czy wszelkich innych ludzkich wydzielin – mieści się u niej w przysłowiowym standardzie, tak więc większość naszego, pruderyjnego społeczeństwa z pewnością nie będzie gotowe na bliższe poznanie bohaterki „Wilgotnych Miejsc”.
Na pierwszy rzut oka, dziewczyna wydaje się mieć bardzo niefrasobliwą (a wręcz nacechowaną bezmyślnością) naturę i lubić szokować otoczenie (czyt. kolejna rozpuszczona gówniara, chcąca się za wszelką cenę wyróżnić z tłumu) poprzez swoje odpały i balansowanie na krawędzi. Reżyser jednak na tyle sprawnie prowadzi akcję, że dopiero z czasem widz przekonuje się, że autodestrukcyjna strona osobowości Helen i jej na pozór lekceważący stosunek do życia, nie wzięły się znikąd, a jej zachowanie jest typową reakcją na pewne zdarzenia z przeszłości. Żeby jednak to dostrzec, potrzeba pewnej dozy wrażliwości, empatii i dystansu do tematu, bo dopiero po przebrnięciu przez „fekalną warstwę” filmu (czytając wpisy na internetowych forach – wiele osób się zatrzymuje właśnie na tym elemencie i nie potrafi zobaczyć nic poz nim), będzie nam dane dostrzec bohaterkę taką jaka jest na prawdę i być może nawet poczuć odrobinę wstydu, że tak łatwo zaszufladkowaliśmy ją już na samym początku…
Siła „Wilgotnych Miejsc” tkwi w bardzo przekonującej grze aktorskiej głównej bohaterki. Nie bez kozery niektórzy widzą w niej bardziej rozwiązłą i odjechaną „Amelię”, ponieważ obie są nadwrażliwe i nieprzystosowane do standardów dzisiejszego świata, z tym że Amelia była typową, bujającą w obłokach romantyczką, a Helen – to osoba z krwi i kości, celebrująca swoją cielesność i potrafiąca szokować swym nad wiek rozwiniętym, życiowym cynizmem. Nie zmienia to jednak faktu, że rola ta została zagrana świetnie i bardzo realistycznie przez Carlę Juri, która na te niemal 2 godziny – po prostu stała się Helen i trudno jej w tej roli nie „kupić”.
Na zdecydowany plus filmu należy też policzyć czarny humor, oraz uszczypliwe i cyniczne komentarze głównej bohaterki (która jest narratorem filmu, co pozwala się jeszcze bardziej wczuć w jej położenie), która potrafi bardzo dosadnie puentować pewne wydarzenia i sytuacje.
Świetnie od strony realizacyjnej przedstawione są też różne fazy i odpały głównej bohaterki, która ma bardzo bujną wyobraźnie i potrafi je sobie niesamowicie „wizualizować”. Przypomina to trochę zabiegi stosowane chociażby w filmie „Trainspotting”, których osobiście jestem wielkim fanem (taka „szczypta” surrealizmu w filmie poruszającym całkiem poważne tematy, która potrafi idealnie „przyprawić” jego stronę wizualną).
Dość dobrze też rozłożone są tu akcenty komediowe i dramatyczne (jak przystało na komedio-dramat), gdzie reżyser – zapewne celowo – na początku zalewa nas tym pierwszym, by później zrobić twist, uderzyć centralnie w stronę dramatu i całkowicie przewartościować nasze zdanie, jakie wyrobiliśmy sobie o głównej bohaterce. Niby banał i nic odkrywczego, ale dosadnie pokazuje to, że nie powinno się ufać pierwszemu wrażeniu i oceniać kogoś na tej podstawie, bo bywa to często bardzo mylące. Finalne wyjaśnienie powodów głównej bohaterki także dla niektórych może ocierać się o banał, ale jeżeli ktoś ma choć odrobinę pojęcia o psychologii, to doskonale wie, że tego typu wydarzenia z dzieciństwa potrafią masakrycznie wichrować psychikę i zostawiać „blizny” na całe życie…
Żeby nie było tak pięknie, film ma bardzo niesatysfakcjonujące zakończenie, które mocno obniża jego ocenę w moich oczach. Gdyby to było kino amerykańskie, to pewnie wziąłbym to jakoś na klatę (tam mam mniejsze oczekiwania), ale od kina europejskiego wymagam trochę większej finezji i mniej łopatologicznej jednoznaczności, która ociera się o tandetę i wręcz obraża inteligencję widza. Poza tym – wszyscy którzy liczą na wizualne perwersje głównej bohaterki i „ginekologiczną dosłowność” (nic z tego, zboczki! :DDD ), mogą się poczuć z lekka rozczarowani, bo choć film potrafi momentami zniesmaczyć wrażliwszych odbiorców, to większość tego typu rzeczy jest raczej „zasugerowana” na ekranie niż dosadnie pokazana, co może jednak osłabiać jego odbiór dla widzów zahartowanych w filmowej (np. japońskiej) ekstremie. Jednak z drugiej strony – dla innych (bo i tak fala hejtu i krytyki w Internecie jest tu spora) będzie to zapewne uznane za plus :)))
Reasumując – „Wilgotne Miejsca” zdecydowanie nie jest filmem dla każdego. Gros osób zapewne zniesmaczy, zaszokuje i skłoni do fali krytyki. Warto jednak spojrzeć na główną bohaterkę pod trochę innym kątem niż tylko przez pryzmat jej eksperymentów seksualnych, bo można wtedy dostrzec w niej kogoś więcej niż tylko lubiącą szokować i balansować na krawędzi świrkę, oraz adekwatnie docenić tego kontrowersyjnego przedstawiciela niemieckiej szkoły filmowej. Szkoda tylko, że reżyser postawił na tak słabe zakończenie, bo chętnie dałbym temu filmowi wyższą notę. Moja ocena: 7-/10.
Ocena Autora: 7
Autor: Raven