×
Tytuł:
Słodki zapach sukcesuOryginalny tytuł:
Sweet Smell of Success- Gatunek: Dramat
- Rok produkcji: 1957
„Film na podstawie powieści Ernesta Lehmana. Opowiada o korupcji, chorej miłości i niszczącej żądzy władzy.
Sidney Falco, drobny agent prasowy, pragnie wspiąć się na szczyt kariery zawodowej, by poczuć „słodki zapach sukcesu”. Przypochlebia się wszechwładnemu redaktorowi rubryki towarzyskiej jednej z nowojorskich gazet, Hunseckerowi. Dostarcza mu tematów i posłusznie wykonuje wszystkie jego polecenia. Natomiast Hunseckerowi sen z powiek spędza romans jego własnej siostry z muzykiem jazzowym. Wpływowy felietonista obiecuje pomóc Sidney’owi w karierze, w zamian za rozbicie tego związku…”
Jeżeli ktoś oglądał „Wodzireja” z genialnym Stuhrem i tamten film mu się podobał, to „Słodki zapach sukcesu” także przypadnie mu do gustu, bo porusza podobne zagadnienia tj. wyścig szczurów, karierowiczostwo, bieg po trupach do celu, czy całkowity zanik jakichkolwiek norm moralnych u ludzi opętanych wizją sukcesu za wszelką cenę. Różnica tkwi tylko w grupach zawodowych, bo w filmie Feliksa Falka mieliśmy do czynienia z kręgami artystycznymi, a tutaj – ze światem mediów. Nie zmienia to jednak faktu, że panująca zgnilizna moralna – tu i tam jest podobna, dlatego oba filmy są tak realistyczne i aktualne do dzisiaj.
Bohater „Sweet Smell of Success”, to typowy wilk w owczej skórze, „śliski” człowiek skrywający cały czas prawdziwą twarz za rzędami masek, który zawsze wie komu się podlizać, a kogo wystawić, aby osiągnąć zamierzony cel. To facet bez żadnych zasad, który dla własnych zysków potrafi kupczyć ciałem zakochanej w nim kobiety, manipulować faktami, oczernić w prasie bogu ducha winnego człowieka, czy podrzucić mu kompromitujące dowody, aby zgarnęła go Policja. Jeżeli dodamy do tego bezgraniczną służalczość osobom, które „wiele mogą”, aparycję typowego, ładniutkiego gogusia, z przyklejonym fałszywym uśmieszkiem, oraz permanentny „słodko-pierdzący” słowotok z jego ust – dostajemy bohatera, którego trudno polubić (to raczej oczywiste) lub choćby trochę mu współczuć. Tutaj reżyser trochę poszedł wg mnie za daleko, bo odgrywany przez Stuhra Danielak, pomimo, że podobne, fałszywe indywiduum – mimo wszystko potrafił wzbudzić w widzu jakąś niewielką dozę litości i współczucia, a Sidney Falco to typ, którego oglądając – widz trzyma wręcz kciuki, aby podwinęła mu się noga i facet dostał za swoje. Osobiście wolę jednak mniej jednoznaczne postacie bohaterów (cała przyjemność w oglądaniu ich rozterek), dlatego Sidney Falco stosunkowo trochę słabiej do mnie przemawia niż Lutek Danielak z „Wodzireja”, choć mimo wszystko postać jest zagrana tak, że faktycznie można ją znienawidzić (co ewidentnie było zamysłem reżysera).
Od strony aktorskiej, „Słodki zapach sukcesu” jest zagrany wręcz brawurowo. Najbardziej wyróżnia się oczywiście Richard Burton (a to ci niespodzianka…) w roli wszechwładnego, prasowego bonzy, który pociąga za wszystkie sznurki w mieście. Z jednej strony postać cyniczna, bezwzględna, zamknięta w sobie i małomówna, która samym spojrzeniem potrafi pokazać rozmówcy, gdzie jest jego miejsce w szeregu. Z drugiej jednak strony – człowiek posiadający mimo wszystko jakieś uczucia (choć przybierają one chorą formę) i starający się chronić swoją siostrę przed całym światem, nawet wbrew jej własnej woli. Reszta aktorów wypada także świetnie. Nawet postacie drugoplanowe są rozpisane i odegrane na bardzo dobrym poziomie, przez to że nie są tylko tłem, lecz mają widzowi do opowiedzenia własne historie. Na dokładkę dostajemy też świetne zdjęcia i bardzo dobrze komponującą się ścieżkę dźwiękową, oraz (a raczej „przede wszystkim”) błyskotliwe dialogi, które na długo potrafią zapaść w pamięć (vide: scena w restauracji, finałowa konfrontacja, czy próba Falco pozyskania Komika jako swojego klienta).
Jeżeli chodzi o zakończenie (spoko, nie będzie spoilerów), to dla mnie tutaj także lepiej wypadło to zaproponowane przez Falka (było bardziej dosadne i gorzkie), choć to ze „Słodkiego smaku sukcesu” także powinno przypaść większości do gustu, ponieważ nie można odmówić mu mocy i odpowiedniego spuentowania tego, co chciał pokazać reżyser. Po prostu zakończenie „Wodzireja” bardziej pasowało mi pod kątem tego, jak ja sam zwieńczyłbym tego typu historię (ale to wyłącznie kwestia indywidualnych preferencji).
„Sweet Smell of Success” to dramat w stylu noir, zdecydowanie wart uwagi, zarówno poprzez poruszaną, wciąż aktualną problematykę, świetną oprawę wizualno-muzyczną, jak i doskonałe aktorstwo, oraz inteligentne dialogi. Skojarzenia z „Wodzirejem” nie są bezpodstawne (choć film Falka powstał oczywiście dużo później), choć tylko od samego widza (i jego indywidualnych poglądów oraz preferencji) będzie zależało, który z filmów doceni bardziej. Wg mnie – jeden jak i drugi, to pozycja z gatunku „musisz to obejrzeć!”. Moja ocena: 7,5/10 („Wodzireja” oceniłem 8/10).
Jeżeli ktoś oglądał „Wodzireja” z genialnym Stuhrem i tamten film mu się podobał, to „Słodki zapach sukcesu” także przypadnie mu do gustu, bo porusza podobne zagadnienia tj. wyścig szczurów, karierowiczostwo, bieg po trupach do celu, czy całkowity zanik jakichkolwiek norm moralnych u ludzi opętanych wizją sukcesu za wszelką cenę. Różnica tkwi tylko w grupach zawodowych, bo w filmie Feliksa Falka mieliśmy do czynienia z kręgami artystycznymi, a tutaj – ze światem mediów. Nie zmienia to jednak faktu, że panująca zgnilizna moralna – tu i tam jest podobna, dlatego oba filmy są tak realistyczne i aktualne do dzisiaj.
Bohater „Sweet Smell of Success”, to typowy wilk w owczej skórze, „śliski” człowiek skrywający cały czas prawdziwą twarz za rzędami masek, który zawsze wie komu się podlizać, a kogo wystawić, aby osiągnąć zamierzony cel. To facet bez żadnych zasad, który dla własnych zysków potrafi kupczyć ciałem zakochanej w nim kobiety, manipulować faktami, oczernić w prasie bogu ducha winnego człowieka, czy podrzucić mu kompromitujące dowody, aby zgarnęła go Policja. Jeżeli dodamy do tego bezgraniczną służalczość osobom, które „wiele mogą”, aparycję typowego, ładniutkiego gogusia, z przyklejonym fałszywym uśmieszkiem, oraz permanentny „słodko-pierdzący” słowotok z jego ust – dostajemy bohatera, którego trudno polubić (to raczej oczywiste) lub choćby trochę mu współczuć. Tutaj reżyser trochę poszedł wg mnie za daleko, bo odgrywany przez Stuhra Danielak, pomimo, że podobne, fałszywe indywiduum – mimo wszystko potrafił wzbudzić w widzu jakąś niewielką dozę litości i współczucia, a Sidney Falco to typ, którego oglądając – widz trzyma wręcz kciuki, aby podwinęła mu się noga i facet dostał za swoje. Osobiście wolę jednak mniej jednoznaczne postacie bohaterów (cała przyjemność w oglądaniu ich rozterek), dlatego Sidney Falco stosunkowo trochę słabiej do mnie przemawia niż Lutek Danielak z „Wodzireja”, choć mimo wszystko postać jest zagrana tak, że faktycznie można ją znienawidzić (co ewidentnie było zamysłem reżysera).
Od strony aktorskiej, „Słodki zapach sukcesu” jest zagrany wręcz brawurowo. Najbardziej wyróżnia się oczywiście Richard Burton (a to ci niespodzianka…) w roli wszechwładnego, prasowego bonzy, który pociąga za wszystkie sznurki w mieście. Z jednej strony postać cyniczna, bezwzględna, zamknięta w sobie i małomówna, która samym spojrzeniem potrafi pokazać rozmówcy, gdzie jest jego miejsce w szeregu. Z drugiej jednak strony – człowiek posiadający mimo wszystko jakieś uczucia (choć przybierają one chorą formę) i starający się chronić swoją siostrę przed całym światem, nawet wbrew jej własnej woli. Reszta aktorów wypada także świetnie. Nawet postacie drugoplanowe są rozpisane i odegrane na bardzo dobrym poziomie, przez to że nie są tylko tłem, lecz mają widzowi do opowiedzenia własne historie. Na dokładkę dostajemy też świetne zdjęcia i bardzo dobrze komponującą się ścieżkę dźwiękową, oraz (a raczej „przede wszystkim”) błyskotliwe dialogi, które na długo potrafią zapaść w pamięć (vide: scena w restauracji, finałowa konfrontacja, czy próba Falco pozyskania Komika jako swojego klienta).
Jeżeli chodzi o zakończenie (spoko, nie będzie spoilerów), to dla mnie tutaj także lepiej wypadło to zaproponowane przez Falka (było bardziej dosadne i gorzkie), choć to ze „Słodkiego smaku sukcesu” także powinno przypaść większości do gustu, ponieważ nie można odmówić mu mocy i odpowiedniego spuentowania tego, co chciał pokazać reżyser. Po prostu zakończenie „Wodzireja” bardziej pasowało mi pod kątem tego, jak ja sam zwieńczyłbym tego typu historię (ale to wyłącznie kwestia indywidualnych preferencji).
„Sweet Smell of Success” to dramat w stylu noir, zdecydowanie wart uwagi, zarówno poprzez poruszaną, wciąż aktualną problematykę, świetną oprawę wizualno-muzyczną, jak i doskonałe aktorstwo, oraz inteligentne dialogi. Skojarzenia z „Wodzirejem” nie są bezpodstawne (choć film Falka powstał oczywiście dużo później), choć tylko od samego widza (i jego indywidualnych poglądów oraz preferencji) będzie zależało, który z filmów doceni bardziej. Wg mnie – jeden jak i drugi, to pozycja z gatunku „musisz to obejrzeć!”. Moja ocena: 7,5/10 („Wodzireja” oceniłem 8/10).
Ocena Autora: 7.5
Autor: Raven