×
Tytuł:
Panic ButtonOryginalny tytuł:
Panic Button- Gatunek: Horror
- Rok produkcji: 2011
„Film opowiada o czterech osobach, które w internetowym konkursie wygrywają ekskluzywną wycieczkę. W trakcie podróży samolotem dowiadują się, że zostali wplątani w grę, w której można wygrać atrakcyjne nagrody, ale należy w nią grać do samego końca, a wszelkie próby zrezygnowania – będą miały nieprzyjemne konsekwencje…”
Przyznam szczerze, że bardzo lubię ten nurt horroru w stylu „Piły” (czyli: „musisz coś wykonać, albo będzie… nieprzyjemnie”), jest z nim jednak podobny problem jak ze „slasherami” – od groma jest ich kręconych, ale trafić na coś na prawdę ciekawego lub oryginalnego, jest niesłychanie trudno. Pewnie też dlatego człowiek przebija się przez te godziny miernoty, z nadzieją że wreszcie trafi na jakąś perełkę, która mu wynagrodzi długotrwale poszukiwania. Nie muszę też dodawać, że temat ten jest obecnie już mocno wyeksploatowany i czasami niewielkie niuanse mogą zadecydować, czy dany film wyróżni się na tle zalewu badziewia, którym jesteśmy obecnie karmieni.
Co do „Panic Button”, to właśnie jest to tego typu produkcja, gdzie diabeł tkwi w szczegółach, które osobno nie są może jakieś oryginalne, czy odkrywcze (ponieważ widzieliśmy je w wielu horrorach wcześniej), ale połączone razem stanowią całkiem interesującą mieszankę, którą ogląda się jednym tchem i z której płyną całkiem niegłupie – choć często przez ludzi lekceważone – wnioski…
Siła tego filmu tkwi przede wszystkim w klaustrofobicznym miejscu akcji (lecący samolot, z którego nie da się nijak wysiąść, ani nawiązać łączności z ziemią) oraz tematyce i wnioskach, które w bardzo dosadny sposób pokazują, że nie istnieje coś takiego jak „anonimowość w Internecie”, a wszystko co robimy w sieci, w zaciszu bezpiecznych czterech ścian – da się łatwo wyśledzić, a samą osobę – namierzyć.
Czwórka bohaterów to z pozoru zwykli, młodzi ludzie, brylujący na portalu społecznościom w stylu FaceBooka. Wystarczy jednak oderwać ich od komputerów i zmusić do szczerości, by szybko okazało się, jak niewiele wspólnego ze sobą mają ich portalowe profile z tym, jacy są naprawdę w „realu”. Reżyser bardzo sprawnie pokazuje tu jak „małe internetowe grzeszki”, które użytkownicy popełniają codziennie, bez chwili zastanowienia i jakichkolwiek oporów moralnych – wyciągnięte na światło dzienne i forum publiczne – potrafią piętnować i stanowić powód do solidnego „moralniaka”. Pokazuje też, że wystarczy jeden psychopata ze zdolnościami informatycznymi, by za te „internetowe grzeszki” ponieść srogą karę w „realu”. Oczywiście sporo jest tutaj naciąganych motywów i ogólnie mało prawdopodobne jest to, by główny antagonista miał możliwość i środki aby tak skrajnie osaczyć czwórkę bohaterów filmu, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że podobne sytuacje miały już miejsce w przeszłości (bodajże w Japonii jeden koleś namierzył w „realu” i zabił drugiego za to, że ten… ukradł mu jakiś magiczny przedmiot w sieciowej grze RPG) – film nabiera jednak sporej dozy realizmu i potrafi dać zdrowo do myślenia, zanim ponownie zalogujemy się w Internecie i będziemy czuć się bezkarnie ze względu na swoją anonimowość…
Od strony wizualnej jest poprawnie. Mała powierzchnia (samolot) powoduje, że nie skupiamy się tutaj na otoczeniu, ale na grze psychologicznej prowadzonej pomiędzy czwórką bohaterów i terroryzującym ich psychopatą. Od strony aktorskiej – szału może nie ma (żadna z ról nie wybija się za specjalnie na tle innych), ale też nie ma jakichś powodów do narzekania. Postacie są zagrane wiarygodnie i co najważniejsze – każda ma „swoje za paznokciem” (a więc darowano sobie tutaj klasycznego „głównego bohatera” bez skazy), przez co nie są papierowe i nie trącą sztampą jak w wielu tego typu produkcjach.
Co do zakończenia, to niestety ale mogło być ciekawsze. W prawdzie bardzo dobrze się komponuje z treścią filmu i stanowi zgrabną klamrę spinającą całość, ale nie będę ukrywał, że dla osób mających na koncie kilka tego typu produkcji – nie powinno być większym problemem przewidzenie jakimi motywami kieruje się główny czarny charakter. Szkoda, bo liczyłem tu na jakieś – choć niewielkie – zaskoczenie, które podniosłoby jeszcze wyżej ocenę tego ciekawego filmu w moich oczach.
Reasumując – „Panic Button” z pewnością nie stanie się horrorem, który będziecie wspominać przez lata, ale poprzez swoją sprawną realizację, duszny, klaustrofobiczny klimat i będącą bardzo na czasie problematykę złudnej „internetowej anonimowości” – wyróżnia się na tle tego typu produkcji, bo opowiadana historia potrafi wciągnąć, utrzymać widza w napięciu i skłonić do przemyśleń. Jak dla mnie to wystarczające powody, żeby po niego sięgnąć. Moja ocena: 6,5/10 (niestety zbyt przewidywalna końcówka uniemożliwia mi wystawienie wyższej noty).
Przyznam szczerze, że bardzo lubię ten nurt horroru w stylu „Piły” (czyli: „musisz coś wykonać, albo będzie… nieprzyjemnie”), jest z nim jednak podobny problem jak ze „slasherami” – od groma jest ich kręconych, ale trafić na coś na prawdę ciekawego lub oryginalnego, jest niesłychanie trudno. Pewnie też dlatego człowiek przebija się przez te godziny miernoty, z nadzieją że wreszcie trafi na jakąś perełkę, która mu wynagrodzi długotrwale poszukiwania. Nie muszę też dodawać, że temat ten jest obecnie już mocno wyeksploatowany i czasami niewielkie niuanse mogą zadecydować, czy dany film wyróżni się na tle zalewu badziewia, którym jesteśmy obecnie karmieni.
Co do „Panic Button”, to właśnie jest to tego typu produkcja, gdzie diabeł tkwi w szczegółach, które osobno nie są może jakieś oryginalne, czy odkrywcze (ponieważ widzieliśmy je w wielu horrorach wcześniej), ale połączone razem stanowią całkiem interesującą mieszankę, którą ogląda się jednym tchem i z której płyną całkiem niegłupie – choć często przez ludzi lekceważone – wnioski…
Siła tego filmu tkwi przede wszystkim w klaustrofobicznym miejscu akcji (lecący samolot, z którego nie da się nijak wysiąść, ani nawiązać łączności z ziemią) oraz tematyce i wnioskach, które w bardzo dosadny sposób pokazują, że nie istnieje coś takiego jak „anonimowość w Internecie”, a wszystko co robimy w sieci, w zaciszu bezpiecznych czterech ścian – da się łatwo wyśledzić, a samą osobę – namierzyć.
Czwórka bohaterów to z pozoru zwykli, młodzi ludzie, brylujący na portalu społecznościom w stylu FaceBooka. Wystarczy jednak oderwać ich od komputerów i zmusić do szczerości, by szybko okazało się, jak niewiele wspólnego ze sobą mają ich portalowe profile z tym, jacy są naprawdę w „realu”. Reżyser bardzo sprawnie pokazuje tu jak „małe internetowe grzeszki”, które użytkownicy popełniają codziennie, bez chwili zastanowienia i jakichkolwiek oporów moralnych – wyciągnięte na światło dzienne i forum publiczne – potrafią piętnować i stanowić powód do solidnego „moralniaka”. Pokazuje też, że wystarczy jeden psychopata ze zdolnościami informatycznymi, by za te „internetowe grzeszki” ponieść srogą karę w „realu”. Oczywiście sporo jest tutaj naciąganych motywów i ogólnie mało prawdopodobne jest to, by główny antagonista miał możliwość i środki aby tak skrajnie osaczyć czwórkę bohaterów filmu, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że podobne sytuacje miały już miejsce w przeszłości (bodajże w Japonii jeden koleś namierzył w „realu” i zabił drugiego za to, że ten… ukradł mu jakiś magiczny przedmiot w sieciowej grze RPG) – film nabiera jednak sporej dozy realizmu i potrafi dać zdrowo do myślenia, zanim ponownie zalogujemy się w Internecie i będziemy czuć się bezkarnie ze względu na swoją anonimowość…
Od strony wizualnej jest poprawnie. Mała powierzchnia (samolot) powoduje, że nie skupiamy się tutaj na otoczeniu, ale na grze psychologicznej prowadzonej pomiędzy czwórką bohaterów i terroryzującym ich psychopatą. Od strony aktorskiej – szału może nie ma (żadna z ról nie wybija się za specjalnie na tle innych), ale też nie ma jakichś powodów do narzekania. Postacie są zagrane wiarygodnie i co najważniejsze – każda ma „swoje za paznokciem” (a więc darowano sobie tutaj klasycznego „głównego bohatera” bez skazy), przez co nie są papierowe i nie trącą sztampą jak w wielu tego typu produkcjach.
Co do zakończenia, to niestety ale mogło być ciekawsze. W prawdzie bardzo dobrze się komponuje z treścią filmu i stanowi zgrabną klamrę spinającą całość, ale nie będę ukrywał, że dla osób mających na koncie kilka tego typu produkcji – nie powinno być większym problemem przewidzenie jakimi motywami kieruje się główny czarny charakter. Szkoda, bo liczyłem tu na jakieś – choć niewielkie – zaskoczenie, które podniosłoby jeszcze wyżej ocenę tego ciekawego filmu w moich oczach.
Reasumując – „Panic Button” z pewnością nie stanie się horrorem, który będziecie wspominać przez lata, ale poprzez swoją sprawną realizację, duszny, klaustrofobiczny klimat i będącą bardzo na czasie problematykę złudnej „internetowej anonimowości” – wyróżnia się na tle tego typu produkcji, bo opowiadana historia potrafi wciągnąć, utrzymać widza w napięciu i skłonić do przemyśleń. Jak dla mnie to wystarczające powody, żeby po niego sięgnąć. Moja ocena: 6,5/10 (niestety zbyt przewidywalna końcówka uniemożliwia mi wystawienie wyższej noty).
Ocena Autora: 6.5
Autor: Raven